niedziela, 22 marca 2015

Miasteczko



Migawki z dzieciństwa
Pamiętam małe miasteczko,
opodal miasta  Krakowa,
jechało się pekaesem,
od smrodu bolała głowa.

Właściwie jedna ulica,
dwa rynki, w tym jeden Mały,
na środku pomnik Kościuszki,
co nieźle Moskali walił.

Żadnych galerii ni centrów,
dwa sklepy obuwie, szmaty
i  kilka małych sklepików,
gdzie były znajome taty.

Mogłam tam śmiało zaglądać,
kupować  misie z nadzieniem,
albo cukierki na wagę,
nikt się nie pytał o cenę.
                                 
Nie było  tam wodociągów,
kanalizacji, toalet
i jakoś ludzie przywykli,
nie buntowali się wcale.                           

Wygódki  pobudowano
drewniane, przy każdym domu,
przynajmniej świeże powietrze
nie przeszkadzało nikomu.

Wodę czerpano ze studni,
 w wiaderkach  stała wciąż świeża,
ciekawe nikt nie chorował,
lekarzom też nie dowierzał.

Znajomy  ojca, fotograf,
co czas uwieczniał swym fleszem,
miał zwyczaj siadać przed domem,
a zdjęcia robił- najlepsze.

W sąsiedztwie trzymano konie,
wjeżdżały same do bramy,
gdy pan ich był już zmęczony,
albo troszeczkę pijany.

Pamiętam odpust raz w roku,
dla dzieci frajda niemała,
kramy pyszniły się barwą,
stałam i podziwiałam.

 Jeszcze do dzisiaj pamiętam,
staruszkę- niemowę Józkę,
pasała kozy za miastem,
wracała powożąc wózkiem.

Nad rzeką stali Cyganie,
wierzyłam, że kradną dzieci,
jechali dumni na wozach,
dym ognisk zapachem nęcił.

Na drutach suszył się tytoń,
o liściach  ciemno- brązowych,  
kiszono w beczkach ogórki,
to towar był importowy.

Dokoła pola, ogrody,
atrakcji dziś nie wyliczę,
pamiętam nazwę miasteczka
wiadomo, to Proszowice.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz