środa, 2 grudnia 2015

Apel

Grudzień bez śniegu, to chyba żarty,
bałwanków nie ma, schowane narty.
Kożuchy tylko  czasem na mleku,
bez zimy głupio,  nie jest nam lekko.

Wieje i siąpi, Mikołaj w drodze,
może się spóźnić  przy tej pogodzie.
Reniferowe stado już czeka,
a zimy nie ma, jeśli - to lekka.

Choinki marzną całe zielone,
chciałyby  śnieżkiem być otulone.
Pogoda w kratkę, święta niedługo,
zimo przybywaj, bo strasznie nudno.

środa, 21 października 2015

smętki

nigdy nie będzie idealnie
wystarczy żeby było dobrze
na razie jednak jest nijako
że chcę zbyt dużo, nie, no skądże

pogoda dzisiaj nie rozpieszcza
stąd myśli bure i niemądre
najchętniej bym została w łóżku
a tu już trzeba zrzucić kołdrę

tyle agresji jest wśród ludzi
a ta urody nie dodaje
więc  nie oglądam telewizji
gdzie obiecują istne raje

wszystko najlepiej zawsze wiedzą
jak mi umilić życie swojskie
dyktują co mam jeść  z kim sypiać
co jest zbyt słodkie co zbyt ostre

jadłospis sama chcę układać
czytać jedynie dobre książki
wzruszać się tym co jest niezwykłe
nie wchodzić w sprawy nazbyt grząskie
21 10 2015

środa, 9 września 2015

Liścik
Jestem chora proszę pana, niedomagam,
takie zwykłe przesilenie, jak to w  lecie,
skąd się wzięło, sama nie wiem tak dokładnie,
a objawy- nie chcę wiedzieć co na świecie.

środa, 2 września 2015

Do S.

Pan ciągle w drodze, mija krajobrazy,
poznaje knajpy i piękne dziewczęta,
żeby raz w roku uśmiechnął się do mnie,
jednak niestety, pan mnie nie pamięta.

Odległość dzieli, telefon zepsuty
i strefa czasu jakby nieco inna,
cóż przebolałam, nie czekam na wieści,
nie w moim typie jakaś karczma piwna.

Szorstka rozmowa przeplatana śmiechem,
zwłaszcza w języku dla mnie raczej obcym,
zostawiam pana, proszę jechać dalej,
mnie nie rajcują tacy jak pan chłopcy.


i odpowiedź

Tak, ciągle w drodze. Wciąż te krajobrazy.
Te same knajpy, te same dziewczęta.
A chciałbym, pewnie! Niech się coś wydarzy!
Tylko czy kiedyś ktoś mnie zapamiętał?

Co tam odległość, czym telefon stary?
Gdzie strefy czasu pośród południków?
Ja w piwnych karczmach zerkam na zegary -
tam wieści, bywa, wysyłam po cichu.

Cóż, że głos szorstki, że go w śmiechu skryłem
i język zawsze jakiś dziwnie obcy?
W nim coraz trudniej uniknąć omyłek -
wstrzelić się w pamięć, jak kamieniem z procy.

koniec lata

ktoś zafundował nam lato
upalne burzowe długie
wszystko co dobre się  kończy
czuję  że jesień  polubię

kolory liści spłowiałe
przepysznych  grzybów kobiałki
na niebie klucze żurawi
i zimny odległy Bałtyk

znów będę  czekać  i marzyć
niech wreszcie już przyjdzie lato
a może coś się wydarzy
co zwiąże mnie z inną datą

niedziela, 12 kwietnia 2015

Radosny poranek


Dzień zaczął się dość standardowo,
chmury wciąż niezdecydowane,
przystanąć,czy też płynąć dalej,
ja ciągle myślą z tamtym panem.

I nagle słońce wpadło w okno,
szybko przebiegło po mieszkaniu,
stwierdziło, nawet jest porządek,
dziś już nie muszę sprzątać za nią.

Poczułam nagły przypływ ciepła,
skoczyłam z łóżka roześmiana,
dzień wydał się tak  wyjątkowy,
dlatego dzwonię już do pana.

Przekornie



Ktoś o kimś myśli wieczorem czule,
zbyt to liryczne, ja nie, w ogóle.
Inny z tęsknoty wylewa żale,
mnie to nie bierze , skądże, no, wcale.

Bo wieczorami ja bez wahania,
w każdym facecie wyczuwam drania,
który uwodzi, stwarza miraże,
ja nie o takim od dawna marzę.

A rano jestem już odmieniona,
może do siebie spróbuj przekonać.
Powiedz, że jesteś dość wyjątkowy,
nie zawracałeś dzierlatkom głowy.

Masz sto talentów, żyjesz ciekawie,
zwiedziłeś Azję, Arktykę nawet.
Chciałbyś się wiedzą koniecznie dzielić,
w  miejscu intymnym, w świeżej  pościeli.

Mam cię kłamczuchu, jesteś jak inni,
tylko ci w głowie flircik niewinny.
Widzę na twarzy rysy cwaniaka,
co chciałby szybko zdobyć buziaka.

Idź gdzie pieprz rośnie i liść laurowy,
o znajomości nie, nie ma mowy.
Uwiedziesz słowem ze sto panienek,
nim wydasz swoje ostatnie tchnienie.

Na szczęście jeszcze żyją kobiety,
co cenią całkiem inne zalety.
Musiałbyś  uczyć się gotowania,
sprzątać, prasować, ścielić do spania.

Robić  jesienią przetwory zdrowe,
dołożę zadań, jeszcze się dowiesz.
Zbyt uciążliwe mówisz, nie zechcesz,
to spływaj panie, z wiosennym deszczem.    

piątek, 10 kwietnia 2015

Zapach wiosny



Fenomen to coroczny
na wiosnę już tak bywa
że całkiem bez powodu
znów czuję się szczęśliwa

chociaż pogoda w kratkę
wiatrem i deszczem chłoszcze
na przekór myślę sobie
 bywają rzeczy gorsze

remanent  robię w szafie
wyrzucam co niemodne
zostawiam tylko rzeczy
przewiewne i wygodne

w alejkach widzę pary
mamusie z wózeczkami
gdyby tak cofnąć lata
mieć serce jak dynamit

rozsadzić obojętność
zwłaszcza  tamtego pana
niech cierpi nocą wzdycha
czołga się na kolanach

niedziela, 22 marca 2015

Pierwsze kwiatki



Zagubiła się stokrotka
w zieloności fali
i codziennie wznosi modły
by    nie zdeptali

wątła jest i delikatna
na nóżce dość cienkiej
lecz ciekawość ją pożera
gdy wokół tak pięknie

 przyszły dzieci na przechadzkę
przywitać się z wiosną
i  krzyknęły roześmiane
o! stokrotki rosną

uzbieramy do koszyczka
zrobimy bukiecik
bo stokrotki takie piękne
i wiosną i w lecie
fryzjerka

Miasteczko



Migawki z dzieciństwa
Pamiętam małe miasteczko,
opodal miasta  Krakowa,
jechało się pekaesem,
od smrodu bolała głowa.

Właściwie jedna ulica,
dwa rynki, w tym jeden Mały,
na środku pomnik Kościuszki,
co nieźle Moskali walił.

Żadnych galerii ni centrów,
dwa sklepy obuwie, szmaty
i  kilka małych sklepików,
gdzie były znajome taty.

Mogłam tam śmiało zaglądać,
kupować  misie z nadzieniem,
albo cukierki na wagę,
nikt się nie pytał o cenę.
                                 
Nie było  tam wodociągów,
kanalizacji, toalet
i jakoś ludzie przywykli,
nie buntowali się wcale.                           

Wygódki  pobudowano
drewniane, przy każdym domu,
przynajmniej świeże powietrze
nie przeszkadzało nikomu.

Wodę czerpano ze studni,
 w wiaderkach  stała wciąż świeża,
ciekawe nikt nie chorował,
lekarzom też nie dowierzał.

Znajomy  ojca, fotograf,
co czas uwieczniał swym fleszem,
miał zwyczaj siadać przed domem,
a zdjęcia robił- najlepsze.

W sąsiedztwie trzymano konie,
wjeżdżały same do bramy,
gdy pan ich był już zmęczony,
albo troszeczkę pijany.

Pamiętam odpust raz w roku,
dla dzieci frajda niemała,
kramy pyszniły się barwą,
stałam i podziwiałam.

 Jeszcze do dzisiaj pamiętam,
staruszkę- niemowę Józkę,
pasała kozy za miastem,
wracała powożąc wózkiem.

Nad rzeką stali Cyganie,
wierzyłam, że kradną dzieci,
jechali dumni na wozach,
dym ognisk zapachem nęcił.

Na drutach suszył się tytoń,
o liściach  ciemno- brązowych,  
kiszono w beczkach ogórki,
to towar był importowy.

Dokoła pola, ogrody,
atrakcji dziś nie wyliczę,
pamiętam nazwę miasteczka
wiadomo, to Proszowice.