wtorek, 29 stycznia 2013

Karnawał

Do tej pory atrakcyjne znam staruszki,
wszechwiedzące, chociaż to nie żadne wróżki.
Wspominają jak to dawniej w karnawale,
zaliczały w okolicy wszystkie bale.

Pamięć mają wyjątkową do szczegółów,
tu szczypanka, a tu bufka cała z tiulu.
A buciki...atłasowe, róża w pasie,
zawrót głowy, palpitacje w kontredansie.

Jeden ułan miał stadninę pięknych koni,
nic dziwnego, że pamiętam ciągle o nim.
Przykro mówić, był niestety hazardzistą,
pewnej nocy w Monte Carlo przegrał wszystko.

Gdy teściowa to mówiła, byłam pewna,
że zbyt szybko zrozpaczony świat pożegnał.
Lecz na szczęście miał charakter jak ze stali,
i po prostu już spłukany się oddalił.

Mogłam słuchać godzinami opowieści,
które z czasem już wyblakły, mogłam streścić.
Tamten świat przychylny, w barwach sepii,
wciąż powraca perfumami i uśmiechem.

niedziela, 27 stycznia 2013

Zimowa chandra

Wiesz, wzruszyłeś mnie dzisiaj,
zwykłym listem, kwiatami,
gdy posłaniec je przyniósł
i zostawił pod drzwiami.

Trochę było mi smutno,
czasem w zimie tak bywa,
niby nic się nie dzieje,
a nie jestem szczęśliwa.

Myśli jakieś natrętne
i wspomnienia ponure,
powracają jak echo,
robią w głowie mi dziurę.

Dobrze mieć tę świadomość ,
że jest ktoś, kto pamięta
i z twojego powodu,
jestem już uśmiechnięta.

Pierwszy stopień- ciekawość

Czy kiedyś się dowiem
czym byłam dla ciebie
pokutą czy zdrowiem


słoneczkiem na niebie
podporą w potrzebie

zachcianką zabawką
nastrojów huśtawką

deszczykiem co pluska
klamerką na ustach

synapsą na złączach
komarem co kąsa

chusteczką do nosa
spojrzeniem z ukosa

kroplą co przelewa
skowronkiem w zaśpiewach

zapachem dotykiem
uśmiechem przytykiem

alfą i omegą
ciekawe dlaczego...

sobota, 26 stycznia 2013

Zamiast termoforu

Lubię poznawać nowe,
nazywać nienazwane,
przytulać się do ciebie,
przeważnie tuż nad ranem.

Chętnie rozmawiam z tobą,
na każdy zwykły temat,
w co warto inwestować,
nawet, gdy grosza nie ma.

Bo jeśli spojrzeć z bliska,
wnikliwie drążyć sprawę,
bywa prawdziwe piękno,
czasem i blisko nawet.

Codzienna kołomyja,
zmartwienia i kłopoty,
gaszą nam płomień w oczach,
tracimy, wiemy o tym.

A czas nieubłaganie,
wystawia nam rachunek,
ile nam pozostało,
powiedzieć dziś nie umiem.

Więc tylko na dobranoc,
poszepczę ci do ucha,
że jestem, ciągle żyję,
przyglądaj się i słuchaj.






Pory roku

Jesień mnie zawsze źle nastraja,
chociaż są tacy co ją lubią,
zwykle to tylko trzy miesiące,
uważam jednak, że zbyt długo.

Najgorsze deszcze, mgły i mżawki,
humorki, spleeny, smętne miny,
doprawdy, że wychodzą bokiem,
stąd z utęsknieniem czekam zimy.

Cisza i chłodek aż do kości,
brylanty w śniegu zakopane,
na szybach kwiaty czarodziejskie,
noce zbyt długie,nieprzespane.

Lecz pewnie zima wnet dokuczy,
gdy tego roku będzie sroga,
zatęsknię wtedy znów do wiosny,
o słońce będę prosić Boga.

A wiosną będę znów szczęśliwa,
wybuchnie zieleń rozpasana,
zacznę na nowo się uśmiechać
i znowu wierzyć w miłość pana.
Jesteś dla mnie najważniejszy
przeczytałam sporo wierszy
nazbierało się ich sporo
ciut naiwnych no i śmielszych

liczysz że odczytam wszystko
to co dla mnie przeznaczone
nurzam się w tych metaforach
i utonę już za moment

ale wybacz znam poetów
to specjalna grupa ludzi
czasem tylko wymyślają
żeby tkliwość w sercach budzić

a że sama często bujam
zawieszona gdzieś w obłokach
to rozumiem wszystko trzeba
z przymrużeniem czytać oka

niedziela, 20 stycznia 2013

Przekomarzanki

Po raz kolejny nie odpowiesz,
na mój telefon zapłakany,
to bardzo proszę, nie licz na mnie,
z kim innym zacznę kreślić plany.

To nic, że znasz mnie jak podszewkę,
mnie to nie ziębi, ani grzeje,
możesz się smucić i rozpaczać,
z kim innym wiążę już nadzieję.

Rachunki krzywd są wyrównane,
że powiedziałam coś za dużo?
Oświadczam dzisiaj wszem i wobec,
nie będę dłużej twoją muzą.

Mogę pozostać koleżanką,
a nawet powierniczką wierną,
jeśli przeprosisz jeszcze dzisiaj,
przebaczę ci to, wiem na pewno.

piątek, 18 stycznia 2013

Nocne igraszki

Układam do snu myśli
jak kiedyś moje dzieci
niech trochę choć odpoczną
już zaczynają smęcić

nie w głowie im jest spanie
brykają żarty stroją
wracają do przeszłości
nikogo się nie boją

próbują rymy składać
głupiutka dziecinada
sąsiedzi dawno chrapią
przeszkadzać nie wypada

ktoś musi być rozsądny
powtarzam po raz trzeci
klaps w pupę gaszę światło
co za niesforne dzieci

wiem że lubicie w nocy
w gonitwę wciąż się bawić
ostrzegam zmienię w słowa
nie dadzą się wywabić

Gwiazdka



Ukradłam niewielką gwiazdkę,
nikt pewnie nie zauważy,
w dzień jestem dosyć zajęta,
w nocy mam czas, aby marzyć.

Rozświetla mi moje wnętrze,
ogrzewa to co zmarznięte,
czasem zabiera mnie w podróż,
w miejsca niezwykłe i święte.

Daruję jej piękne imię,
bo zwracać się jakoś muszę,
gdy dłużej ze mną zostanie,
dokupię kilka poduszek.

Po pewnym czasie odkryłam,
z jakiego miejsca przybyła,
z Przylądka Dobrej Nadziei,
stąd w niej niezwykła jest siła.

Możliwe, ktoś mnie poprawi,
co lepiej zna geografię,
przy swojej wersji zostanę,
bo kłamać pięknie potrafię.

Wyjaśnienie


Odnośnie tego tramwaju,
co jedzie raczej w nieznane,
powiem po krótkim namyśle,
może zabiorę się z panem.

Chciałabym wiedzieć koniecznie,
jaki kupować mam bilet,
jednorazowy, miesięczny,
na całe życie, czy chwilę?

A jeśli ta eskapada,
okaże się dość chybiona,
kto będzie ponosił winę,
czy sprawa jest przesądzona?

Pan wie, że ważna jest trasa,
pogoda też ma znaczenie,
lecz najważniejsza jest przyjaźń.
Czy miłość również jest w cenie?

czwartek, 17 stycznia 2013

Wątpliwości

najpiękniejsza miłość niespełniona
ktoś nie zdążył tulić cię w ramionach
może nie śmiał powiedzieć ci czule
jaka jesteś mu bliska i w ogóle

wspólnych przeżyć nie było zbyt wiele
nie skończyła się ślubem w kościele
to był tylko spacer w wyobraźni
miał znamiona prawdziwej przyjaźni

ale czasem chodziło po głowie
że nie samej przyjaźni chce człowiek
widać linia graniczna zbyt cienka
każde słowo do dzisiaj pamiętasz

Limeryki

Mój znajomy mieszkał blisko Krosna
nic dziwnego jego miłość do szkła rosła
miał flakony różne dzbany
przez rureczkę wydmuchane
tylko nocnik plastikowy został

***

Pan Stanisław mieszkaniec Krakowa
stary zwyczaj do dzisiaj zachował
karmi chlebem gołębie
/ precle trzyma w rezerwie/
niezłej kupki się ptaszków dochował

Limeryki

Znam Marzenę mieszkankę Szczecina
gruba babka ciągle chałwę wcina
je drożdżowe i kruche
dzielnie walczy z swym brzuchem
ma apetyt to nie jest jej wina

***
Ewelina co rodem z Torunia
wyglądała niestety jak mumia
zmarszczek żadnych nie miała
jednak nic się nie śmiała
i w chirurgii powinien być umiar

Limeryk

Mój znajomy pochodzi z rubieży,
dotąd robił wszystko jak należy,
kiedyś poznał dziewczynę,
jej profesję pominę,
odtąd w miłość bezcenną nie wierzy.

Limeryk

Mój znajomy adwokat z Poznania
za młódkami się ciągle uganiał
w końcu nie miał już siły
lata swoje zrobiły
teraz tylko uprzejmie się kłania.


Koncert

Gdy mój mąż wieczorem gra na fortepianie,
pies szybko zasypia, księżyc sterczy w oknie,
wybaczam mu wtedy wczorajsze gderanie,
nawet to,że auto na podjeździe moknie.

Nie razi mnie wcale mały nieład w domu,
sterty książek, gazet i myśli w natłoku,
nie robię wyrzutów, że mało mi pomógł,
kładę się wygodnie, na dowolnym boku.

Ten koncert codziennym bywa rytuałem,
lepiej mi się myśli układają w słowa ,
wieczorem najchętniej poetkę udaję,
czarowna muzyko,ty mnie w strofy prowadź.

Moja propozycja



Jeszcze mi kiedyś narwiesz dmuchawców
pożeglujemy tuż pod obłoki
latem zaprosisz na rurki z kremem
na siódme piętro z pięknym widokiem

liczyć będziemy modre kałuże
gdy mimozami jesień zabłyśnie
zaproponuję spacer Plantami
może rejs statkiem po mojej Wiśle

zimą zamkniemy dom na trzy spusty
nie ma odwiedzin nieprzewidzianych
i zapadniemy w drzemkę miłosną
może zbudzimy się z pierwszym sianem

Prawie erotyk

Przyjdę do ciebie niespodziewanie,
nawilżę usta nazbyt spierzchnięte,
wygładzę zmarszczki, dołożę starań,
wszystko okraszę temperamentem.

Ogrzeję ciepłem wrażliwych dłoni,
przepędzę smutki na cztery strony,
zaśniesz spokojnie przy moim boku,
będziesz szczęśliwy, wiecznie spragniony.

Zdziwienie tylko po raz kolejny,
zada pytanie, co się zdarzyło,
a szczęście szeptem powie do ucha,
nie bądź natrętne, tu mieszka miłość.

Niezbędne minimum

Mnie do szczęścia wystarczy niewiele,
jedna para wygodnych półbutów,
pies co byłby moim przyjacielem,
pewna droga, biegnąca bez skrótów.

Każdy dzionek odkryty na nowo,
z jasnym słońcem na niebie koniecznie
i świadomość, że jednak gdzieś jesteś,
czuwasz przy mnie, by było bezpiecznie.

Nocne wyprawy

Jestem nieomal pewna,
i nikt mi nie zaprzeczy,
w górze, pod nieboskłonem,
dzieją się dziwne rzeczy.

Jest kilka magazynów,
jakieś jeziora, morza,
pewien młyn szczęście miele,
tam gdzie przysypia zorza.

Tej wody całkiem sporo,
tyle co w oceanie,
wystarczy na deszczówkę,
nawet na wielkie pranie.

Mają w niebie stadninę,
rączych, podniebnych koni,
gdy chcę się w mig przemieścić,
pospiesznie do nich dzwonię.

Bywa, że tam zaglądam,
gdy czegoś mi brakuje,
dają po niskich cenach,
nigdy się nie targuję.

Najchętniej zawsze biorę,
wspomnienia co wyblakłe,
potrafię je odświeżyć,
zapisać jednym aktem.

Nie jest to zbyt daleko,
dla tych co się nie spieszą,
taką podniebną podróż,
najlepiej odbyć pieszo.

Tej nocy nic nie spałam,
wybrałam się pod niebo,
nie muszę wszystkim mówić,
z kim, po co i dlaczego.

wtorek, 15 stycznia 2013

Fart

Wygrałam los na loterii,
może to było w niedzielę,
gdy w oczy mi popatrzyłeś,
jeszcze do dzisiaj się śmieję.

Wygrałam główną wygraną,
nie wypłacili pieniędzy,
ale już jestem szczęściarą,
nie oczekuję nic więcej.

Jesteś codziennie myślami,
nocą odwiedzasz namiętnie,
wystarczy tego na życie,
by było mądrze i pięknie.
________________________________________

abba

Dostałam dzisiaj różowe róże,
choć mam podobne w ogrodzie,
od pana mogę dostawać co dzień,
a z płatków chętnie powróżę.

Pan z galanterią ot, niespodzianka,
z kręgu- wymarłe mamuty,
mnie nie przeszkadza,że pan ciut utył,
na pewno uda się randka.

Nasuwa mi się apel panowie,
jeśli możecie, to w lecie,
wręczajcie kwiaty każdej kobiecie,
a wyjdzie wam to na zdrowie.

Do ciebie

Dopóki mówisz do mnie wierszem,
jeszcze nie wszystko jest stracone,
nawet mi gwiazdy świecą nocą,
choć niebo całkiem zachmurzone.

Dopóki śmiać się ze mną umiesz,
tak spontanicznie, bez powodu,
myślami jestem wciąż przy tobie
spokojnie oczekując cudu.

Czy czas okaże się łaskawy,
zbliży nas kiedyś na westchnienie,
nie wiem, codziennie o tym marzę
i jakoś dziwnie mam nadzieję...

poniedziałek, 14 stycznia 2013

odgrzebane z archiwum



Proszę pana, ja przeczuwam co pan myśli,
że niepokój siedzi w panu i tęsknota,
ja naprawdę ciągle nie wiem, choćbym chciała,
czy rozumie pan co znaczy kogoś kochać.

Lepiej będzie, żeby pan się nie rozpalał,
ja nie jestem z tych na wyciągnięcie ręki,
więc ustalmy raz na zawsze, bez szemrania,
musi jednak pan poczekać na me wdzięki.

Pan się martwi, że ja zmienię gabaryty,
że utracę coś, co jeszcze dzisiaj miewam,
nie, nie warto tym się smucić, takie życie,
ja dopiero do miłości tej dojrzewam.

A dopóki jeszcze świt się skrada nocą,
i podobno jakieś światło jest w tunelu,
nie rezygnuj, zawsze na coś czekać warto,
niż w szarzyźnie życie pędzić, tak bez celu.

to trudne

nie rozumiem przepraszam za to
czas mój inne nastroje niesie
inną wiosnę i inną jesień
i lato

u mnie inne bezkresy i rzeki
mniej gorące słońce mi grzeje
bo na innym niebie jaśnieje
dalekim

nie potrafię iść twoją drogą
lecz chcę spełnić ciche marzenie
by nadążyć za twoim myśleniem
za tobą

twoje szepty westchnienia cudne
twoje piękne nieznane słowa
pragnę poznać Ciebie od nowa
to trudne

tyle lęków i tyle złego
nie potrafię strachu przełamać
i dlatego wciąż jesteś sama
dlatego

środa, 9 stycznia 2013

a ja już nie chcę żadnych deszczy
nawet różowy jest nieładny
nie wywołuje u mnie dreszczy
niech śnieg już spadnie

przeleje taki deszcz na wylot
do suchej nitki pewnie zmoczy
poproszę żeby śnieg posypał
i mnie zaskoczył

drobinki śniegu skrzą się pięknie
jak skarby króla Salomona
mogę do woli je podziwiać
trwać rozmodlona

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Czy może być jak dawniej...

Niech krawiec szyje ubrania,
dla szewca zostawiam buty,
poeta zaś pisze wiersze,
dentysta rwie ząb zepsuty.

A pani w szkole nas uczy,
milicjant wręcza mandaty,
a jeśli mama mnie zbije,
na skargę pójdę do taty.

I wieczorami niech żaby,
rechoczą ze szczęścia chórem,
a gdy się spóźnię do domu,
jak zwykle dostanę burę.

A ty mnie całuj niewprawnie
i cuda świata obiecuj,
uwierzę, jesteś jedynym,
tylko niczego nie zepsuj.

Niech wszystko będzie jak kiedyś,
kiedy, no przecież pamiętasz,
gdy często mi powtarzałeś,
no, nie bądź już taka święta…






Czy ja się różnię od tej dziewczyny,
co miała jasne, grube warkocze,
bystre spojrzenie,”zielono” w głowie,
chyba niewiele, tym was zaskoczę.

Nie lubię jajek faszerowanych,
ani szpinaku, chociaż jest zdrowy,
za to przepadam za świeżym mlekiem,
takim pachnącym, prosto od krowy.

Zamiast rozsądnie usypiać wcześnie,
mnie wiersze ciągle krążą po głowie,
latem uwielbiam żółte czereśnie,
truskawki, lody, więcej nie powiem.

Niepewna siebie, szukam oparcia,
ono się jednak ciągle wymyka,
dobrze, że miewam czasem przy boku,
na czterech łapach, jakby „chłopczyka”.

Ufna jak kiedyś, ciut przemądrzała,
bo dziwnie szybko czas jakoś leci,
siwizną trochę srebrzą się skronie
i niespodzianie wyrosły dzieci.

Nikt mi nie powie, po co, dlaczego,
nie wskaże nowych wciąż horyzontów,
tak sobie myślę, bardzo bym chciała,
jeśli możliwe...to od początku.

niedziela, 6 stycznia 2013

Kataralnie


Ktoś mi sprzedał wirusa,
byłam już taka zdrowa,
z niewiadomych powodów,
niepotrzebnie całował.

A w obecnym okresie,
trzeba bardzo uważać,
i podobnych okazji,
jeśli można nie stwarzać.

Nie powinno się mówić,
kichać, smarkać, dotykać,
żeby potem nie leżeć,
i z żałości nie wzdychać.

Wirus bywa ruchliwy,
lubi w mig się przemieszczać,
zbiera swoje ofiary,
ja nie jestem tu pierwsza.

Gardło parzy jak ukrop,
z nosa cieknie bez przerwy,
stos chusteczek w mig rośnie
i puszczają mi nerwy.

Łóżko jest mi kołyską,
i herbata smakuje,
trochę tylko mi smutno,
może ktoś pożartuje.

Dobry humor lekarstwem,
i na wszystko pomaga,
czekam zatem cierpliwie,
zasmarkana łamaga.
Chciałam odczytać w oczach
czy jeszcze się podobam
unikasz jednak wzroku
trochę mi ciebie szkoda

chciałam pospacerować
trzymając się za ręce
mówisz, że nie wypada
to nie chcę już nic więcej

chciałam potowarzyszyć
w sekretnych zamyśleniach
jest jednak trochę ciasno
i miejsca dla mnie nie ma

skoro już mnie nie kochasz
to spisek wnet uknuję
zakupię trochę cegieł
w wieży się zamuruję

a jeśli zmienisz zdanie
zechcesz mnie znów zobaczyć
musisz kupić drabinę
do nieba, jak się patrzy

szczebelek po szczebelku
wyspinasz się nieboże
i będzie to dla ciebie
naprawdę twardy orzech





sobota, 5 stycznia 2013

Chciałabym razem z tobą
zobaczyć gwiazdkę pierwszą
i strząsnąć śnieg z gałązki
wyszeptać myśl najśmielszą

a potem w białym puchu
wytropić ślad zająca
podziwiać kwiaty w oknach
nim stopią się od słońca

wydrapać się na Giewont
zjechać w dół z Kasprowego
pokłócić się na żarty
i nie pamiętać tego

wspominam dzisiaj z łezką
te stare dobre czasy
gdy zima była zimą
za nami górski masyw

Chciałabym mieć takie oczy,
żeby wypatrzyły ciebie,
pośród wielu uczuć głodnych,
gdzie ty jesteś, ciągle nie wiem.

Chciałabym usłyszeć słowa,
tylko dla mnie wyjątkowe,
kiedy szarość jest na co dzień,
bezsens tłucze się po głowie.

Chciałabym, ach ile jeszcze,
nie wyliczę, bo nie zdążę,
ktoś dobija się natrętnie...
Niemożliwe, nie, no skądże.

Z cyklu "chciałabym"...

Chciałabym nadal być naiwną,
mimo doświadczeń wierzyć w cuda,
dostrzegać komizm sytuacji,
nie brać na serio przykrych uwag.

Ciągle odkrywać coś na nowo,
śmiać się beztrosko, a nie płakać,
doceniać każde ciepłe słowo,
do przytulnego domu wracać.

A jeśli jest to niemożliwe,
wyciągnę zęby i pazury,
by ci co weszli mi na odcisk,
niekomfortowo się poczuli.

Tylko tyle



chciałabym być naiwną
nie tracić wiary w ludzi
zachwycać się nieznanym
a rankiem chętnie budzić

śmiać się gdy coś jest śmieszne
choć bywa na koturnach
dostrzegać ciągle światło
gdy wokół noc pochmurna

walczyć na barykadach
o każdą słuszną sprawę
i co bym chciała jeszcze
codziennie żyć ciekawie

zaś wiosną siać jarzyny
by zbierać plony latem
w jesieni szurać liśćmi
ubierać kurtkę w kratę

a w zimie lepić śnieżki
zachwycać się choinką
i czasem myśleć sobie
jak dobrze być dziewczynką

Z archiwum

Ból okolicy serca

Niespodzianie przedwczoraj,
wpadła strzała Amora,
odtąd chodzę jak struta,
serce boli, o tutaj.

Uszkodzenie nieznaczne,
daje silne objawy,
coś mi "pika" za mostkiem
odrzuciłam więc kawę.

Tętno miewam zbyt szybkie
rano wstaję zmęczona,
takie dziwne objawy,
śniłam dzisiaj nie o nas.

Gdyby była to wiosna,
jakiś maj, albo kwiecień,
nie robiłabym szumu,
ból by sam mógł odlecieć.

Ale teraz jesienią,
sprawa nader jest dziwna,
to przez deszcze i mżawki,
żebym tylko nie zbrzydła.

Kiedy ból się nasili,
że dosięgnę już piekła,
zgłoszę się do lekarza,
bo to sprawa przewlekła.



Strata nie do odrobienia

Aż jeden dzień straciłem zabrakło mi ciebie
obiecuję to jutro nadrobić z nawiązką
przytulę się do ciebie grzebykiem we włosach
albo lepiej przywiążę atłasową wstążką

ach cały dzień straciłam nie widziałam ciebie
obiecuję że jutro to wszystko naprawię
będę grzybkiem do barszczu kocykiem na trawie
możesz gładko mnie przełknąć lub spocząć łaskawie
A za oknami pada,
chwilami nawet leje,
to mam się z tego cieszyć,
straciłam już nadzieję.

Lato przechodzi obok,
prognozy nieciekawe,
a ja bym chciała w końcu,
umówić się na kawę.

Zaprosić cię na ciastko
najlepiej rurkę z kremem,
uwielbiam jeść słodycze,
w nich endorfina drzemie.

Na szczęście są ogródki
w nich barwne parasolki,
siądziemy więc na chwilę,
to nic, że znowu siąpi.

Eskapada

A więc nie ma cię w domu,
wyjechałeś na dłużej,
sekretarka –telefon,
wiadomości powtórzył.

Zawsze bardzo się martwię,
wyobraźnia pracuje,
jeśli jesteś pod ręką,
zaraz raźniej się czuję.

Kilka dni spędzisz w górach,
pora przetrzeć już szlaki,
gdy powietrze zbyt ciężkie,
czas pogonić się z wiatrem.

Wiesz, pamiętam potoki
i tatrzańskie polany,
gdy milczałeś wymownie,
a sen przyszedł nad ranem.

Gdy mnie zechcesz zobaczyć,
szybko wyślij depeszę,
zacznę się już pakować,
również bardzo się spieszę.

piątek, 4 stycznia 2013

Bezsenna noc

Albo budzę się w nocy,
to znów zasnąć nie mogę,
ktoś mi w głowie namieszał,
w sercu wzniecił pożogę.

Może pokój przewietrzę,
lub poprawię poduszkę,
i przegonię komary,
co czyhają na ucztę.

Górskie hale odwiedzę
i pogadam z juhasem,
ile owiec wypasa,
na polanie pod lasem.

Świat okrążę sto razy,
jest ciekawie i ładnie,
może w okno zapukam,
wiem, że czekasz dziś na mnie…

Obudź się Alibabo

Ach, proszę nie śpij już tyle,
nie szkoda życia, no, powiedz,
mógłbyś mi myśli posprzątać,
te co się tłuką po głowie.

Albo gotował potrawy,
doprawiał je „na miłośnie”,
byłabym taka szczęśliwa,
jak czasem jest tylko we śnie.

Obudź się proszę i zadzwoń,
na znany ci dobrze numer,
twoja komórka już padła...
To wykręt, ale rozumiem.