Ktoś o kimś myśli
wieczorem czule,
zbyt to liryczne, ja
nie, w ogóle.
Inny z tęsknoty wylewa
żale,
mnie to nie bierze ,
skądże, no, wcale.
Bo wieczorami ja bez
wahania,
w każdym facecie
wyczuwam drania,
który uwodzi, stwarza
miraże,
ja nie o takim od
dawna marzę.
A rano jestem już
odmieniona,
może do siebie spróbuj
przekonać.
Powiedz, że jesteś dość
wyjątkowy,
nie zawracałeś dzierlatkom
głowy.
Masz sto talentów,
żyjesz ciekawie,
zwiedziłeś Azję, Arktykę
nawet.
Chciałbyś się wiedzą
koniecznie dzielić,
w miejscu intymnym, w świeżej pościeli.
Mam cię kłamczuchu,
jesteś jak inni,
tylko ci w głowie
flircik niewinny.
Widzę na twarzy rysy
cwaniaka,
co chciałby szybko
zdobyć buziaka.
Idź gdzie pieprz
rośnie i liść laurowy,
o znajomości nie, nie
ma mowy.
Uwiedziesz słowem ze
sto panienek,
nim wydasz swoje
ostatnie tchnienie.
Na szczęście jeszcze
żyją kobiety,
co cenią całkiem inne
zalety.
Musiałbyś uczyć się gotowania,
sprzątać, prasować, ścielić
do spania.
Robić jesienią przetwory zdrowe,
dołożę zadań, jeszcze się
dowiesz.
Zbyt uciążliwe mówisz,
nie zechcesz,
to spływaj panie, z
wiosennym deszczem.