niedziela, 25 kwietnia 2010
sobota, 24 kwietnia 2010
Jedna z teorii
Długo już jestem na tym świecie
czekam bezsilna na połówkę
jabłuszka gruszki mandarynki
naciskam mocno swą stalówkę
to po co mamią obiecują
że każdy znajdzie wreszcie swego
ja nie mam czasu mnie się spieszy
ile już przeszło straconego
już oczy bolą widzę mgliście
i nie dosłyszę skąd przychodzi
dokoła liści coraz więcej
a wokół ludzie tacy młodzi
bunt we mnie jeszcze wciąż narasta
ostatni dzwonek słabo dźwięczy
a ja bym chciała spotkać jego
pohuśtać się na barwach tęczy
czekam bezsilna na połówkę
jabłuszka gruszki mandarynki
naciskam mocno swą stalówkę
to po co mamią obiecują
że każdy znajdzie wreszcie swego
ja nie mam czasu mnie się spieszy
ile już przeszło straconego
już oczy bolą widzę mgliście
i nie dosłyszę skąd przychodzi
dokoła liści coraz więcej
a wokół ludzie tacy młodzi
bunt we mnie jeszcze wciąż narasta
ostatni dzwonek słabo dźwięczy
a ja bym chciała spotkać jego
pohuśtać się na barwach tęczy
Ckliwa opowieść
Chciałam wiesz że bardzo chciałam
być przy tobie rankiem
i wiadomo także nocą
bo się zakochałam
może byłam zbyt naiwna
i wierzyłam w cuda
mimo wszelkich przeciwności
no teraz się uda
odsłaniałeś mi miraże
świata cztery strony
w tamtych czasach jakże trudnych
z obłędem szalonym
już myślałam że tak będzie
dobrze coraz lepiej
ale przyszedł dzień feralny
do dziś dźwięczy echem
była to dziewczyna młoda
chyba nie ładniejsza
co ci mogła ofiarować
może była śmielsza...
może tak cię nie kochała
fakt że była płocha
więc odeszłam w zapomnienie
do dziś w nocy szlocham
być przy tobie rankiem
i wiadomo także nocą
bo się zakochałam
może byłam zbyt naiwna
i wierzyłam w cuda
mimo wszelkich przeciwności
no teraz się uda
odsłaniałeś mi miraże
świata cztery strony
w tamtych czasach jakże trudnych
z obłędem szalonym
już myślałam że tak będzie
dobrze coraz lepiej
ale przyszedł dzień feralny
do dziś dźwięczy echem
była to dziewczyna młoda
chyba nie ładniejsza
co ci mogła ofiarować
może była śmielsza...
może tak cię nie kochała
fakt że była płocha
więc odeszłam w zapomnienie
do dziś w nocy szlocham
Słona cena
zapłaciłam słowami
bezsennymi nocami
bólem głowy nieznanym
czy zyskałam coś w zamian
przekonanie to amant
ciągle życiem zajęty
poszłam szybko po rozum
odprawiłam litanię
serio mówię nie kłamię
teraz jestem spokojna
uśmiechnięta i wolna
czasem mi go brakuje
bezsennymi nocami
bólem głowy nieznanym
czy zyskałam coś w zamian
przekonanie to amant
ciągle życiem zajęty
poszłam szybko po rozum
odprawiłam litanię
serio mówię nie kłamię
teraz jestem spokojna
uśmiechnięta i wolna
czasem mi go brakuje
niedziela, 18 kwietnia 2010
Podzwonne
Żal mi tak wielu ludzi ,
co odeszli nie w porę,
ktoś zgotował im piekło,
nim umarli z honorem.
Pamięć po nich zostanie
i zadbane mogiły,
ale muszę tak myśleć,
jak ten świat jest zawiły.
Dziś przytulam do serca,
poszczególne osoby,
miejmy jednak nadzieję,
wstanie świt , oby dobry
co odeszli nie w porę,
ktoś zgotował im piekło,
nim umarli z honorem.
Pamięć po nich zostanie
i zadbane mogiły,
ale muszę tak myśleć,
jak ten świat jest zawiły.
Dziś przytulam do serca,
poszczególne osoby,
miejmy jednak nadzieję,
wstanie świt , oby dobry
sobota, 17 kwietnia 2010
Wspomnienie
Trawa zdeptana się podniesie,
ptak odbuduje swoje gniazdo,
nie wiem co miły będzie z nami,
jakoś nie widzę tego jasno.
Nie wiń mnie proszę, miałam plany
sięgam pamięcią... bardzo dawno,
gdy ziemia była bardzo płaska,
i często czułam się królewną.
Rano wstawałam tuż o świcie,
biegłam „na boso” deptać trawę
i wszystko było tak zwyczajne,
chociaż przyznaję, że ciekawe.
Świat był przyjazny i pogodny,
ludzie serdeczni, szczerzy, mili
i słowo daję, babcię kocham,
że się niczemu nie dziwili.
Jabłka zrywałam u sąsiada,
porzeczki obok, w drugim sadzie
i tylko wciąż się uśmiechałam,
a włosy proste i w nieładzie.
Kolana ciągle zrysowane,
siniaki ubarwiały skórę,
a wiesz , pachniała macierzanka,
pamiętam „glinnik”, taką górę...
Do rzeki było dość daleko,
możliwe, że trzy kilometry,
lecz uwierz w każdy dzień upalny,
moczyłam stopy, by piekły.
A wszystko to, daleko za mną,
nie chodzę tam, by się nie smucić,
bo nie ma już ni macierzanki,
ni rzeki, ani tamtych ludzi.
ptak odbuduje swoje gniazdo,
nie wiem co miły będzie z nami,
jakoś nie widzę tego jasno.
Nie wiń mnie proszę, miałam plany
sięgam pamięcią... bardzo dawno,
gdy ziemia była bardzo płaska,
i często czułam się królewną.
Rano wstawałam tuż o świcie,
biegłam „na boso” deptać trawę
i wszystko było tak zwyczajne,
chociaż przyznaję, że ciekawe.
Świat był przyjazny i pogodny,
ludzie serdeczni, szczerzy, mili
i słowo daję, babcię kocham,
że się niczemu nie dziwili.
Jabłka zrywałam u sąsiada,
porzeczki obok, w drugim sadzie
i tylko wciąż się uśmiechałam,
a włosy proste i w nieładzie.
Kolana ciągle zrysowane,
siniaki ubarwiały skórę,
a wiesz , pachniała macierzanka,
pamiętam „glinnik”, taką górę...
Do rzeki było dość daleko,
możliwe, że trzy kilometry,
lecz uwierz w każdy dzień upalny,
moczyłam stopy, by piekły.
A wszystko to, daleko za mną,
nie chodzę tam, by się nie smucić,
bo nie ma już ni macierzanki,
ni rzeki, ani tamtych ludzi.
ot, taka potrzeba...
nie jestem oryginalna
podobnie myślę i czuję
niezdarnie układam słowa
bywa że czegoś brakuje
zostaną one na długo
można je sobie przyswajać
interpretować tłumaczyć
możliwe...tak powiedziałam
a chciałam o wiele więcej
przekazać kolor i zapach
minuty zadumania
swoje widzenie świata
widocznie mam potrzebę
nie mogę w sobie dusić
więc piszę te swoje wiersze
by raz weselić raz smucić
podobnie myślę i czuję
niezdarnie układam słowa
bywa że czegoś brakuje
zostaną one na długo
można je sobie przyswajać
interpretować tłumaczyć
możliwe...tak powiedziałam
a chciałam o wiele więcej
przekazać kolor i zapach
minuty zadumania
swoje widzenie świata
widocznie mam potrzebę
nie mogę w sobie dusić
więc piszę te swoje wiersze
by raz weselić raz smucić
piątek, 16 kwietnia 2010
próba oswojenia
nie lubię wiatru, dni mglistych
drzew które rosną w nieładzie
samolot lękiem napawa
cieniem tragedii się kładzie
nie lubię pyłów z wulkanu
co niosą paraliż ruchu
dochodzą dziś smutne wieści
nie daję im posłuchu
lęki spróbuję oswoić
nie jestem sama w obłędzie
czas jakiś musi upłynąć
i w miarę normalnie będzie
łzy zbyt nabrzmiałe wypłyną
serce ucichnie zmęczone
więc może wolno pomyśleć
jeszcze nie wszystko stracone
drzew które rosną w nieładzie
samolot lękiem napawa
cieniem tragedii się kładzie
nie lubię pyłów z wulkanu
co niosą paraliż ruchu
dochodzą dziś smutne wieści
nie daję im posłuchu
lęki spróbuję oswoić
nie jestem sama w obłędzie
czas jakiś musi upłynąć
i w miarę normalnie będzie
łzy zbyt nabrzmiałe wypłyną
serce ucichnie zmęczone
więc może wolno pomyśleć
jeszcze nie wszystko stracone
niedziela, 11 kwietnia 2010
Wielka tragedia
Nie rozumiemy co się stało,
odeszli nagle, niespodzianie,
jechali oddać hołd poległym,
zabrałeś ich do siebie Panie.
Pozostawili nas w żałobie,
musimy podjąć ich zadania,
lecz rana długo będzie boleć,
będziemy stawiać wciąż pytania.
Życie jest tak nieodgadnione,
nie warto chyba nic planować,
bo z dnia na dzień nas zaskakuje,
nie zdążysz nawet się spakować.
Trzeba zostawić dobrą pamięć,
to jeszcze ciągle wiele znaczy,
jest czas na miłość i na smutek,
a może całkiem jest inaczej...
odeszli nagle, niespodzianie,
jechali oddać hołd poległym,
zabrałeś ich do siebie Panie.
Pozostawili nas w żałobie,
musimy podjąć ich zadania,
lecz rana długo będzie boleć,
będziemy stawiać wciąż pytania.
Życie jest tak nieodgadnione,
nie warto chyba nic planować,
bo z dnia na dzień nas zaskakuje,
nie zdążysz nawet się spakować.
Trzeba zostawić dobrą pamięć,
to jeszcze ciągle wiele znaczy,
jest czas na miłość i na smutek,
a może całkiem jest inaczej...
sobota, 10 kwietnia 2010
a jednak...
Naprawdę dla mnie jeszcze jeden?
Znaleźć mu trzeba miejsce w szafie,
haczyk na ścianie odziać w pętlę
i jeszcze jedną półkę dla niej.
Nie pierwszy wiersz twój przepisałam,
lgną suche kwiatki między wersy.
Gdy czytam pachną, że osłabła
zaplatam słowa w myślach ciepłych.
Wiem, że pisane są z oddali,
budzą uczucia słodko-gorzkie
W głowie niebieskie mam migdały
od fiołków oczy ciągle mokre.
Pisać ci przecież nie zabronię
nie możesz przestać karmić ognia.
Z kawałków serca złożę stopnie,
sprawdzę czy w twoim lód już stopniał.
wtorek, 6 kwietnia 2010
Ciepły wieczór
Nie znam cię, nawet nie przeczuwam,
gdzieś żyjesz, w całkiem innym świecie,
pracujesz, nie śpisz, piszesz wiersze
i w innej kochasz się kobiecie.
Mnie to za bardzo nie obchodzi,
co ty porabiasz przez dzień cały,
ale gdy wieczór już za oknem,
przy sobie chcę cię mieć mój mały.
Musisz porzucić swe zajęcia,
skupić się już włącznie na mnie,
ja ci opowiem tysiąc baśni,
ogrzeję, uśpię i nakarmię.
Kolejność może być dowolna,
możemy razem ciągnąć losy,
tylko się poddaj moim czarom,
czekam na ciebie w progu nocy.
gdzieś żyjesz, w całkiem innym świecie,
pracujesz, nie śpisz, piszesz wiersze
i w innej kochasz się kobiecie.
Mnie to za bardzo nie obchodzi,
co ty porabiasz przez dzień cały,
ale gdy wieczór już za oknem,
przy sobie chcę cię mieć mój mały.
Musisz porzucić swe zajęcia,
skupić się już włącznie na mnie,
ja ci opowiem tysiąc baśni,
ogrzeję, uśpię i nakarmię.
Kolejność może być dowolna,
możemy razem ciągnąć losy,
tylko się poddaj moim czarom,
czekam na ciebie w progu nocy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)