Trawa zdeptana się podniesie,
ptak odbuduje swoje gniazdo,
nie wiem co miły będzie z nami,
jakoś nie widzę tego jasno.
Nie wiń mnie proszę, miałam plany
sięgam pamięcią... bardzo dawno,
gdy ziemia była bardzo płaska,
i często czułam się królewną.
Rano wstawałam tuż o świcie,
biegłam „na boso” deptać trawę
i wszystko było tak zwyczajne,
chociaż przyznaję, że ciekawe.
Świat był przyjazny i pogodny,
ludzie serdeczni, szczerzy, mili
i słowo daję, babcię kocham,
że się niczemu nie dziwili.
Jabłka zrywałam u sąsiada,
porzeczki obok, w drugim sadzie
i tylko wciąż się uśmiechałam,
a włosy proste i w nieładzie.
Kolana ciągle zrysowane,
siniaki ubarwiały skórę,
a wiesz , pachniała macierzanka,
pamiętam „glinnik”, taką górę...
Do rzeki było dość daleko,
możliwe, że trzy kilometry,
lecz uwierz w każdy dzień upalny,
moczyłam stopy, by piekły.
A wszystko to, daleko za mną,
nie chodzę tam, by się nie smucić,
bo nie ma już ni macierzanki,
ni rzeki, ani tamtych ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz