Zawiązali mi ręce, zakleili usta,
że niby to co piszę, to z grochem kapusta.
Że muszę się określić, skąd ja się wywodzę,
i jak większość piszących, mam się poddać trwodze.
To pomyłka w adresie, mam takie zwyczaje,
że piszę w danej chwili, co ważnym się zdaje.
Wierszokletom jest łatwo myśli ubrać w słowa,
raz dwa trzy skoczył wierszyk, już nie boli głowa.
Życie nas zaskakuje, czasami dokopie,
mnie to nic nie obchodzi, jestem na urlopie.
W wytwornym towarzystwie czas zamierzam przeżyć,
i jak dawniej przekornie, wszystkim ludziom wierzyć.
A na serio to powiem, mam głęboko w nosie,
co ktoś o mnie pomyśli, boso i po rosie
słowo biegło zdyszane, usiadło pod dębem,
policzyło żołędzie i szare gołębie.
Ptaki treści przeniosły, hen nad oceanem,
co zresztą się zgodziło z moim niecnym planem.
Kogel mogel, na zdrowie, tatar na dokładkę,
wiem, że nikt nic nie pojmie, szczęście bywa w kratkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz