Kiedy już odszedł pociąg ostatni ze stacji
pożądanie i bieg swój zakończył na torze
ślepym przywiązaniem, pozostała bezdomną
miłość, która grając na uczuciach podróżnych
zbierała zielone na trakcji utrzymanie.
Trasę znała na pamięć, najmniejszą stacyjkę,
czy miejsce gdzie trzeba stanąć pod semaforem,
którego ramiona świat na chwilę znakiem stop
zatrzymywały, a lokomotywa dziejów,
z niecierpliwością czekała bardzo wkurwiona.
Życie mijało się z celem, tam i z powrotem
kasując bilety tym, którzy mieli sprawy
nie cierpiące zwłoki – pogrzeb natychmiastowy,
a nieboszczki nadziei, popioły rozsypać;
niech użyźni glebę nasypów kolejowych.
Miłość szła szlakiem, ze szlaką pod podkładami,
zbierała się w sobie – kolejowe widoki
mijały w niepamięć, a biegła dwutorowo.
Nigdzie nie zagrzała miejsca, choć czas, konduktor
obiecywał jej spanie w przedziale służbowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz