Postanowiłem się nie spieszyć
i tak niczego nie nadgonię,
a zawsze zdążę wszak nagrzeszyć,
wystarczy sprytnie chwycić w dłonie.
Przyjaciół skreślać to głupota,
nawet w krainie niepewności.
Jestem spokojny, głaszczę kota
i byle kto mnie nie rozzłości.
Wyjdę na spacer, szukać liści,
choć nogi ledwie noszą ciało,
nie wierzę słowom pesymistów,
na nic za późno, powiem śmiało.
poniedziałek, 25 października 2010
Nostalgia
i tak niczego nie dogonię,
nie chcę też mieć za dużo tego,
co mogę sprytnie zmieścić w dłoni.
Przyjaciół skreślam co odeszli,
w krainę wiecznej niepewności,
jestem spokojna, trochę senna
i byle czym mnie nie rozzłościsz.
Przykryję jeszcze róże ziemią,
nie wiem, czy im nie będzie duszno,
pograbię liście, wiersz napiszę,
na wszystko inne już za późno.
sobota, 23 października 2010
Jesień
Jesień mnie źle nastraja,
są tacy co ją lubią,
chociaż to trzy miesiące,
sądzę , że jednak długo.
Te deszcze, mgły i mżawki,
humorki, smętki, spleeny,
bokiem już mi wychodzą,
dlatego czekam zimy.
Lubię puch śnieżnobiały,
trzask mrozu pod butami,
srebrzyste kwiaty w oknach,
o płatkach jak aksamit.
Możliwe, że wymyślam,
jesień też ma uroki,
jest ciepła, kolorowa,
nie ta za moim oknem.
Jeśli ktoś znalazł taką,
niech szybko mi doniesie,
jestem zdecydowana,
wspólnie podziwiać jesień.
są tacy co ją lubią,
chociaż to trzy miesiące,
sądzę , że jednak długo.
Te deszcze, mgły i mżawki,
humorki, smętki, spleeny,
bokiem już mi wychodzą,
dlatego czekam zimy.
Lubię puch śnieżnobiały,
trzask mrozu pod butami,
srebrzyste kwiaty w oknach,
o płatkach jak aksamit.
Możliwe, że wymyślam,
jesień też ma uroki,
jest ciepła, kolorowa,
nie ta za moim oknem.
Jeśli ktoś znalazł taką,
niech szybko mi doniesie,
jestem zdecydowana,
wspólnie podziwiać jesień.
poniedziałek, 18 października 2010
Co by tu robić...
Chciałabym być czyjąś muzą,
koniecznie na sezon jesieni,
gdy wszystkim trochę jest smutno,
najbardziej brakuje zieleni.
Te brązy, złoto, czerwienie,
głównie za sprawą liści,
mają swych zwolenników,
szemrzą w takt posuwiście.
Można pospacerować ,
pożegnać w locie żurawie,
posiedzieć długo w nocy,
pisaniem wierszy się bawić.
Jednak przychodzi moment,
że robi się nieciekawie,
przenika zimno do kości,
mgły snują się nad stawem.
Byle przeczekać do zimy,
gdy wszystko bielą się staje,
jeszcze parę tygodni,
grudzień prezenty rozdaje.
Ach, jak ja lubię klimaty,
świąteczne i sylwestrowe,
gdy dźwięczą srebrne dzwoneczki
a szampan idzie do głowy.
niedziela, 17 października 2010
Przestroga
Od tygodnia nie ma słońca,
szaro, smutno, beznadziejnie,
wiem, że tęsknisz, źle spisz w nocy
rankiem kawie jesteś wierny.
A reklamy w uszach brzęczą,
mógłbyś wpleść się w głupie treści
i powiedzieć, że mnie kochasz,
tak, że w głowie się nie mieści...
Może wtedy w moim sercu,
rozjaśniło by się nieco,
a te słowa tak niezwykłe,
uwierz miły, zawsze świecą.
Nawet grzeją, w zimne ranki,
mają taką moc niezwykłą,
co po drodze nieprzyjazne,
bez skrupułów zaraz wytną.
Lecz ty skąpy, cedzisz słowa,
nie rozrzucasz nadaremno,
to się nie dziw, że od jutra,
inny pan… zostanie ze mną.
Nostalgia
Nie dziwię się już niczemu,
tyle samotnych na świecie,
i zwłaszcza teraz w jesieni,
przychodzi płakać kobiecie.
Że, zieleń jakaś wyblakła,
nie widzę pąków na różach,
podobno bociany myślą,
o swych zamorskich podróżach.
Usycha, odchodzi lato,
sukienki śpią już w kartonie,
najgorsze, nawet nie piszesz,
że jutro przyjedziesz do mnie.
Zostały mi książki, łóżko,
jedynie życzliwe, ciepłe.
przeczekam, oby do zimy,
ożyją uczucia letnie...
sobota, 16 października 2010
Mojej Mamie
ciągle mam jeszcze Ciebie,
mogę zawsze zadzwonić
kiedy jestem w potrzebie.
Gdy usłyszę Twe słowa,
są jak okład na serce,
i wyrzucam złe myśli,
już nie jestem w rozterce.
W Dniu zaś Twoich Imienin
powiem to co codziennie,
żyj nam długo, szczęśliwie,
Kocham Ciebie niezmiennie.
Masz poczucie humoru,
co uzdrawia i leczy,
więc kochają Cię wszyscy,
starzy,młodzi i dzieci.
Niechaj uśmiech nie schodzi,
nigdy z twarzy Twej Mamo,
jesteś dobra, najlepsza,
powiem tylko Ti Amo.
Bochnia 15 10 2010
Paskuda
Tak , to już jesień, pora mgieł w powietrzu,
reumatyzm rośnie, jak grzyby po deszczu.
Dni są zbyt krótkie, noce niedospane,
jakoś nie mogę dogadać się z panem.
Liście jedynie cieszą moje oko,
winem obleką wkrótce dom wysoko.
Orzechy dzisiaj zbierałam ukradkiem,
niech tylko wyschną, uraczę je dziadkiem.
A pan się snuje, jakiś mdły i słaby,
wierszy nie pisze, nawet dla zabawy,
Dymy z ogniska widzę jak się ścielą,
wczoraj rozstałam się znowu z nadzieją.
W jesieni bowiem mam czas na przetwory,
w zimie na miłość,wiosną na amory.
W lecie nadzieja mi znowu zaświta,
jesień niech smęci, nieważne, co mi tam..
reumatyzm rośnie, jak grzyby po deszczu.
Dni są zbyt krótkie, noce niedospane,
jakoś nie mogę dogadać się z panem.
Liście jedynie cieszą moje oko,
winem obleką wkrótce dom wysoko.
Orzechy dzisiaj zbierałam ukradkiem,
niech tylko wyschną, uraczę je dziadkiem.
A pan się snuje, jakiś mdły i słaby,
wierszy nie pisze, nawet dla zabawy,
Dymy z ogniska widzę jak się ścielą,
wczoraj rozstałam się znowu z nadzieją.
W jesieni bowiem mam czas na przetwory,
w zimie na miłość,wiosną na amory.
W lecie nadzieja mi znowu zaświta,
jesień niech smęci, nieważne, co mi tam..
piątek, 15 października 2010
Apel
A ty mnie kochaj miły,
ucz mnie miłości pięknej,
co w zgodzie jest z rozumem.
Gdy życie mi dokopie ,
nie widać światła w mroku,
warto zaufać komuś,
co może przynieś spokój.
Spróbujmy razem odtąd,
wędrować w niepogodę,
tylko mi podaj rękę,
przegońmy szybko trwogę.
Cierpliwie ciągle tłumacz,
że mogłoby być gorzej,
aż wreszcie ci uwierzę
i powiem zgoda...dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)