Tak , to już jesień, pora mgieł w powietrzu,
reumatyzm rośnie, jak grzyby po deszczu.
Dni są zbyt krótkie, noce niedospane,
jakoś nie mogę dogadać się z panem.
Liście jedynie cieszą moje oko,
winem obleką wkrótce dom wysoko.
Orzechy dzisiaj zbierałam ukradkiem,
niech tylko wyschną, uraczę je dziadkiem.
A pan się snuje, jakiś mdły i słaby,
wierszy nie pisze, nawet dla zabawy,
Dymy z ogniska widzę jak się ścielą,
wczoraj rozstałam się znowu z nadzieją.
W jesieni bowiem mam czas na przetwory,
w zimie na miłość,wiosną na amory.
W lecie nadzieja mi znowu zaświta,
jesień niech smęci, nieważne, co mi tam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz