środa, 6 października 2010

Kocham lato, ale ostatecznie…

Bursztyny wyjmę ze szkatułki,

tyle w nich słońca, wciąż jaśnieją.

W samotne, długie zimne noce,

niech mrugną oczkiem, niech się śmieją.

Kwiaty zasuszę, porozwieszam,

to, że nie pachną, mnie nie smuci,

dam jeszcze kilka fotografii,

możliwe lato prędzej wróci.

Gdyby ktoś spytał, czemu smutna

chodzę po domu zaziębiona,

bo kocham lato, a nie jesień

i nic mnie do niej nie przekona.

Dzień długi, tyle miłych zdarzeń,

leciutka fruwam jak motylek,

przy ubieraniu się nie zmęczę,

bo mam na sobie tylko tyle…

Sandałki, szorty, podkoszulek,

wstążkę do włosów i kapelusz,

butelkę wody mineralnej

i dobrą książkę jedną z wielu.

Myślami głowy nie zaprzątam,

bo upał męczy mnie co nieco,

stąd trwam w lenistwie tak mi błogo,

minuty cenne wolno lecą.

Lecz to co dobre, szybko mija,

jesień zagląda już pod okno,

muszę się szybko przyzwyczaić,

że będzie zimno no i mokro.

Stąd przyznam szczerze, żal mi lata,

jesienne dni powieją chłodem,

lecz chcę czy nie chcę, muszę przyznać

mają i one swą urodę.

Jest czas by usiąść przy ognisku,

upiec ziemniaki z chrupką skórką,

pospacerować w mrocznym lesie,

zajrzeć krasnalom na podwórko.

Przemyśleć coś, uporządkować,

wkleić pocztówki do albumu,

zaśpiewać dumki, wiersz napisać,

i wybrać ciebie spośród tłumu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz